Poruszający list matki do syna, który żył zaledwie 2 dni. by FUNDACJA JZN 03.08.2018. written by FUNDACJA JZN 03.08.2018. 75
Mamę z jej dzieckiem zawsze wiąże niezwykła więź. Choć koleje losu i relacje między ludźmi różnie się układają, to jednak ta więź jest wyjątkowa i bez względu na wszystko chce się, aby była dobra. Mama to ta osoba, którą przecież kochamy najbardziej, nawet jeśli ranimy się nawzajem. Kiedy jej zabraknie, świat staje się zupełnie inny. Ta mama postanowiła napisać do swojej córki bardzo pouczający list. Jest on nie tylko wzruszający, ale także mądry. Każdy z nas może wiele się z niego nauczyć. „Kochana córeczko, niestety, nadszedł ten czas, kiedy coraz bardziej wyraźnie widzę oraz czuję, że zaczynam się starzeć. Moje ciało i umysł nie są już młodzieńcze, coraz więcej zapominam, mylę się, nie jestem taka sprawna, jak jeszcze kilka lat temu. Dlatego też, chciałabym napisać Ci tych kilka słów. Być może już niedługo zacznę ciągle się powtarzać. Powiem Ci coś raz, drugi, może trzeci i nie będę pamiętała, że już to wcześniej mówiłam. Bardzo proszę, nie przerywaj mi wtedy, nie krzycz na mnie i nie złość się. Bądź cierpliwa. Kiedy Ty byłaś mała, ja opowiadałam Ci te same historyjki i bajki do snu, choć już je wcześniej dużo razy słyszałaś. Niedługo mogę także zapomnieć odpowiednio dbać o higienę osobistą. Proszę, nie wypominaj mi tego, bądź delikatna i troskliwa. Ty możesz tego nie pamiętać, ale przecież ja przez wiele lat dbałam o to, abyś ty zawsze miała czyste ciuchy i czyste ciało. Proszę, kiedy przyjedzie taka pora, Ty zadbaj o mnie. Nie umiem już używać coraz to nowszych technologii. Niektóre mnie przerażają, do niektórych nie mam cierpliwości, nie wiem, jak z nich korzystać. Proszę, zamiast krzyczeć na mnie albo wyśmiewać, naucz mnie, jak powinnam je obsługiwać. Ja przecież uczyłam ciebie mówić, czytać, wiązać sznurowadła czy gotować. Tak, jak już wspomniałam, moje ciało też nie jest już takie sprawne. Dlatego jak przestanę za Tobą nadążać, proszę zwolnij kroku i złap mnie za rękę. Ja kiedyś robiłam dla Ciebie to samo. Przyjdzie taki dzień, że będę bardzo stara, może schorowana. Mogę Cię nie rozpoznawać, płakać bez powodu albo leżeć godzinami w łóżku. Proszę, bądź wtedy przy mnie. Bądź czuła, troskliwa i cierpliwa, tak, jak ja byłam dla Ciebie przez wiele lat. I najważniejsze: nigdy nie zapomnij o tym, jak bardzo Cię kocham. To właśnie miłość jest silniejsza od wszystkiego i ona pomoże nam przetrwać ten trudny czas. Kocham Cię, moja córeczko, Twoja Mama”
Dwa rodzinne lokale gastronomiczne zgłosiły się do pomocy poprzez karmienie personelu medycznego w szpitalu zakaźnym im. Żeromskiego Restauracje, okazując wsparcie, zadecydowały, że przez miesiąc będą dostarczały pożywienie pracownikom oddziału zakaźnego.
Kiedy Alfonso i Susi usłyszeli od lekarzy diagnozę, że ich nienarodzony syn ma śmiertelną chorobę serca, mogli wybrać aborcję. Wielu rodzicom „niedoskonałych” dzieci proponuje się to „rozwiązanie” w celu rzekomego „złagodzenia cierpienia”. Jednak hiszpańscy rodzice wiedzieli, że życie ich dziecka już wtedy – jeszcze w łonie mamy – jest bezcenne, bez względu na to jak krótko ich synek będzie żyć po porodzie, a zabijanie nie jest właściwą odpowiedzią na cierpienie. Rodzice Alfonso i Susi spędzili ze swoim synkiem, Ismaelem, po porodzie zaledwie dwa dni. Chłopiec urodził się 8 grudnia i został ochrzczony. Zmarł w ramionach mamy. Mama Ismaela napisała do swojego synka poruszający list. „Miałam takie szczęście, że mogłam Cię nosić w swoim łonie przez siedem miesięcy, cierpień z Tobą i dla Ciebie, modlić się do Boga, że być może nie będę musiała się z Tobą żegnać” – napisała w liście. „Kochałam Cię od samego początku, nie przejmując się tym jaki będziesz, ale towarzyszyłam Ci wiedząc jak bardzo strata Ciebie mnie zrani”. Susi opisała swój głęboki smutek, jaki towarzyszył jej i rodzinie po odejściu Ismaela, jednak powiedziała, że mogłaby przejść przez to ponownie – „(…) ból i pustka w moim sercu są ogromne. Ale mogłabym przeżyć to jeszcze raz, żeby Cię poznać, kochać, mieć nadzieję wbrew nadziei, i tulić Cię w ramionach i obmyć Twoją maleńką twarz moimi łzami” – kontynuowała. Jednym z najcenniejszych wspomnień Susi jest chwila, kiedy Ismael otworzył oczy i spojrzał na nią – „Kiedy wzięłam Cię w ramiona, otworzyłeś swoje małe oczka, żeby spojrzeć na mnie, i pokazałeś mi, że wszystko przez co przeszliśmy, było tego warte”. „Moją największym pocieszeniem jest świadomość, że któregoś dnia znowu będę z Tobą, tym razem na zawsze” – podsumowała. „Kocham Cię, mój drogi synu, duszo mej duszy. Jak bardzo zaowocowało Twoje krótkie życie, moje kochanie! Dziękuję Bogu, że mnie wybrał, abym nosiła Cię mój Aniołku w swoim łonie”. Źródło: About the Author: FUNDACJA JZN
Wyniki wyszukiwania frazy: konkurs list do matki. Strona 16 z 666. Georg Christoph Lichtenberg Cytat 16 grudnia 2009 roku, godz. 1:02 2,2°C Tekst dnia 8 kwietnia "... Sebastianek po przebudzeniu powiedział, że jest tak zmęczony tym wszystkim, że nie ma juz siły dalej walczyć… Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej dziewięcioletnie dziecko nie chce już żyć. Mimo własnego cierpienia musieliśmy być jeszcze silniejsi, aby podtrzymać synka na duchu, aby chciał dalej walczyć. Obiecaliśmy sobie, ze razem zniesiemy wszystko..." LIST MATKIMam opisać historię mojego syna. Siedzę nad czystą kartką i tylko wielkie łzy spadają mi na papier… Nie mogę wydusić słowa, bo jak opisać największy ból serca matki, która wie, że bez pomocy jej dziecko w każdej chwili może odejść na zawsze? Nie usłyszeć już słowa „mama”, nie móc zrobić mu rano śniadania, nie dowiedzieć się jak minął mu dziś dzień… Same myśli już aż bolą. Rwą serce. Czuję jakby ktoś wielkimi literami wyrył w nim słowo „bezradność”. Lekarze dali nam ostatnią nadzieję na ratowanie jego życia poprzez specjalną chemioterapię celowaną, ale po tylu latach leczenia nowotworu nie stać nas aby za nią zapłacić…Jestem mamą 16 letniego chłopca - Sebastiana. U mojego synka jak miał zaledwie 3 latka stwierdzono chorobę nowotworową (guz mesenchymoma malignum). Minęło tyle lat, a ja nigdy nie zapomnę łez tego dnia, kiedy się o tym dowiedzieliśmy. Był jeszcze taki malutki. Chwila największej rozpaczy wraca w moich myślach i snach i nie chce odejść, bo nowotwór wciąż zadaje coraz silniejsze ciosy… Wszyscy wspieraliśmy się, aby pomóc Sebastianowi. Musiał przejść operację usunięcia guza. Po 2 tygodniach wypisali synka z oddziału chirurgii i pokierowali nas na onkologię. Tam rozpatrzono wszystkie wyniki i nastąpił wniosek, że nowotwór jest radykalnie wycięty i nie jest potrzebna chemioterapia. Wystarczy kontrola co 3 miesiące, a Sebastian jest jestem w stanie nawet opisać jak byliśmy szczęśliwi, że koszmar i strach o naszego syna się skończył. Sebastianek wtedy był taki malutki, że nie rozumiał tak naprawdę całej sytuacji. Nasza radość nie trwała jednak długo. Cierpienie miało wrócić i zadać ból, jeszcze silniejszy. Gdy synek miał 9 lat zrobiła mu się narośl na dziąśle. Pani stomatolog powiedziała, że nie może się podjąć leczenia, bo nie wie co to jest i skierowała nas do chirurga. Położyli Sebastiana do szpitala i zrobili biopsję i z ich wyników okazało się, że jest to dysplazja włóknista kości i zapewnili nas, że nie jest to nic nowotworowego. Uspokoiliśmy się troszeczkę. Podcięto mu kość do normalnego wyglądu. Po 9 miesiącach jednak narośl zaczęła rosnąć. Kolejna biopsja w Białymstoku potwierdziła, że to ta sama dysplazja włóknista kości. Nie uspokoiliśmy się na długo, bo TO coraz bardziej rosło. Zaczęliśmy poszukiwania sami. W Warszawie powiedzieli, że wszystko jest w porządku i że to jest taka choroba i w wieku 18 lat może się mama głęboko w sercu czułam, że jednak coś jest nie tak. Szukaliśmy dalej. Kolejna biopsja i znów to samo, wróciliśmy do szpitala w Białymstoku, gdzie mieli nam za złe, że nie słuchamy ich diagnozy tylko pytamy innych lekarzy. Guz żuchwy był już wielkości grejpfruta. Nie daliśmy za wygraną. W końcu trafiliśmy do Olsztyna do szpitala na Oddział Chirurgii Twarzowo-Szczękowej. Tam poznaliśmy wspaniałego doktora, który nam pomógł. Położył synka do szpitala i zrobił biopsję. Okazało się, ze jest to nowotwór złośliwy kości osteosarcoma i jak najszybciej trzeba to zoperować, bo grozi uduszeniem się dziecka lub niedotlenieniem mózgu. Był to dla nas ogromny cios, ale ufaliśmy doktorowi, że nam pomoże i uratuje naszego synka. Szybko zrobił operację i wyciął guza... wraz z kawałkiem żuchwy. Po konsultacjach z wieloma specjalistami okazało się, że na linii cięcia są komórki nowotworowe i trzeba jak najszybciej wyciąć staw żuchwy. Zgodziliśmy się na następną po przebudzeniu powiedział, że jest tak zmęczony tym wszystkim, że nie ma juz siły dalej walczyć… Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej dziewięcioletnie dziecko nie chce już żyć. Mimo własnego cierpienia musieliśmy być jeszcze silniejsi, aby podtrzymać synka na duchu, aby chciał dalej walczyć. Obiecaliśmy sobie, ze razem zniesiemy wszystko. Doktor po zabiegach skierował nas na konsultację onkologiczną w sprawie chemioterapii. Tam lekarze zdecydowali, że nowotwór jest radykalnie wycięty nie daje przerzutów i chemia nie jest potrzebna. Wtedy byliśmy naprawdę szczęśliwi, ze w końcu wygraliśmy walkę. Z niecierpliwością czekaliśmy na zagojenie się ran i rekonstrukcję taka chwila, kiedy czekasz na wynik kolejnego badania kontrolnego i to co odczytuje lekarz może być nieopisaną radością lub wprost przeciwnie – wyrokiem. Słów lekarza na wizycie po 9 miesiącach od operacji nie zapomnę nigdy – PRZERZUT DO PŁUC. Dalej już nic nie słyszałam, mój płacz zagłuszył wszystko… Wróciliśmy ponownie do największego koszmaru. Wykonano operację na prawe płuco i podano synowi chemioterapię. Zimny oddział onkologii szpitalnej, utrata włosów, silne dawki leków przelewające się przez organizm naszego dziecka, niszczące go od środka… A mimo to po zrobieniu badań okazało się, ze standardowa chemia na niego nie działa i trzeba zrobić operację na lewe płuco oraz podać inną chemię. I tak w nieskończoność... Wielomiesięczne pobyty w szpitalu, gdzie wciąż słychać płacz matek, które straciły swoje dzieci. Gdy o tym myślę widzę jak kolejne wielkie łzy spadają mi na papier... W końcu, po dwóch latach leczenia chemioterapią i operacjami, lekarze uznali, że zmiany na płucach są zwapnione i kończą leczenie. Jednak tak głęboko w sercu bałam się cieszyć, bo w tej chorobie nigdy nie wiesz czy za chwilę twoje szczęście nie zostanie brutalnie podeptane... Zrobiliśmy badania kontrolne i … kolejny cios. Zmiany powiększyły tej sytuacji lekarze dali nam wielką szansę na ratowanie syna – specjalną chemioterapię celowaną, która jest nie refundowana dla dzieci. Miesięczny koszt leczenia to 15 000zł, a kurację planują na ok. rok. Nie mamy za co ratować syna. Dlatego wszystkich proszę o pomoc, aby udało się uzbierać na ten lek. Nie potrafię już powstrzymać łez, proszę o ratunek, o życie dla mojego dziecka. Były wcześniej momenty, w których już chciał się poddać, ale teraz wiem jak bardzo chce żyć i proszę o szansę, aby go nie stracić na zawsze…Jeśli chcecie przyłączyć się do pomocy już 1 grudnia o godz. w Parafii Ewangelicko-metodystycznej w Ełku przy ul. Słowackiego odbędzie się koncert charytatywny na rzecz chorego Sebastiana. Wejściówka: 5zł/osoba. Na miejscu będzie można kupić wypieki uczniów. Wystąpią: uczniowie "Czerwonego" oraz ZESPÓŁ SANDALESS. Zapraszajcie znajomych, pomóżmy Sebastianowi w walce z chorobą.2 / 10 Najbardziej wzruszające filmy wszech czasów – „Życie jest piękne”, 1997. fot. Getty Images. 3 / 10 Najbardziej wzruszające filmy wszech czasów – „Titanic”, 1997. fot. East News. 4 / 10 Najbardziej wzruszające filmy wszech czasów – „Gwiazd naszych wina”, 2014.
Koronawirus zabrał jej najbliższych. Napisała wzruszający list do matki. "Odeszłaś cicho" - Mama przed chorobą nie szczepiła się, bo myślała, że jej to nie dotyczy.
Linie lotnicze Hi Fly zrealizowały pierwsze komercyjne połączenie „zero waste”. Samolot wystartował z Lizbony w kierunku brazylijskiego Natal, na pokładzie nie było ani jednego plastikowego przedmiotu jednorazowego użytku.